piątek, 15 listopada 2013

Eight

Przepychałam się przez tłum, wymachując wszystkim przed twarzą plakietką, umożliwiającą mi dojście do tunelu. Po drobnej kłótni z ochroniarzem, wpadłam w zamierzone miejsce, zauważając w nim pierwszych Kanonierów. Z grupy piłkarzy wyszukiwałam swojego  przyjaciela. Musiałam jak najszybciej go przytulić, pogratulować mu. Właśnie zakończył się jego pierwszy mecz w składzie Arsenalu, na który wyszedł w pierwszej jedenastce. Spisał się niesamowicie, a ja pękałam z dumy.
- Dos Santos! - krzyknęłam, stajac na palcach, aby zauważył mnie w grupie innych znajomych i rodzin piłkarzy. Gdy mnie zauważył uśmiechnął się szeroko i od razu podbiegł do mnie, zamykając mnie w swym objęciu - Byłeś najlepszy - szepnęłam wtulając się w przyjaciela.
- Stres mnie troche zjadł, zwaliłem pare akcji - skrzywił się nieznacznie.
- Nawet mnie nie denerwuj, było bardzo dobrze! Idealnie się wpasowałeś w ten klub. No i do twarzy ci w czerwonym - zaśmiałam się poprawiając koszulkę chłopaka - Ale teraz idź się wykąpać bo strasznie śmierdzisz - z uśmiechem odepchnęłam go w kierunku szatni. Spuścił głowę i potulnie ruszył w danym kierunku.



- Mieszkamy tu już z pół roku, mógłbyś się w końcu nauczyć porządnie jeździć - zaśmiałam się, gdy chłopak znów pomylił drogi i z przyzwyczajenia chciał wjechać na prawy pas.
- Taka mądra, to sama prawko zrób.
- Po co, skoro mam prywatnego szofera - wzruszyłam ramionami, zmieniając stacje w radiu - Musimy kupić coś na kolacje, bo lodówka tradycyjnie świeci pustkami.
- Chińczyk? - nie czekając na odpowiedź, skręcił w odpowiednią ulicę i zatrzymał się przed barem z chińskim jedzeniem. Pół godziny później siedzieliśmy już w naszym wspólnym mieszkaniu, zajadając się kupionym jedzeniem.
- Myślisz, że jest jakaś szansa, że Boss mnie powoła do następnego meczu?
- No dzisiaj się tak wzorowo zaprezentowałeś, że powinieneś mieć zagwarantowaną posadkę w pierwszym składzie - uśmiechnęłam się, szukając czegoś w telewizji.
- Już się nie naśmiewaj, serio pytam. Czuję, że mogłem zagrać lepiej - westchnął, kładąc głowę na oparciu kanapy.
- Zawsze można zagrać lepiej. Ty pokazałeś co potrafisz, ale to już nie Barca B, nie będzie tak łatwo i dobrze o tym wiesz. W tym klubie jest masa utalentowanych zawodników a ty musisz sobie wywalczyć pozycje. Na razie jesteś na dobrej drodze, nie zwal tego - szturchnęłam go w ramię,  starając się rozluźnić atmosferę - Jakiś serial?
- Wsystko byle nie Plotkara, nie dam się znowu w to wrobić, nie ma szans - pokręcił energicznie głową, wymachując widelcem, starając się pokazać swoje niezadowolenie - Ostatnio wytrzymałem trzy odcinki, wystarczy i na resztę życia.
- Nie znasz się - westchnęłam z niezadowoloną miną - To co oglądamy?
- Dexter - rzucił pewnie, sięgając po laptopa. Westchnęłam i chcąc nie chcąc, zgodziłam się.
Bardzo dobrze mi się z nim mieszkało, świetnie się dogadywaliśmy i pomimo, że często nie zgadzaliśmy się w mniej lub bardziej istotnych kwestiach, to zawsze dochodziliśmy do porozumienia. On wspierał mnie w nauce i poszukiwaniu pracy, ja jak tylko mogłam motywowałam go i dodawałam wiary w siebie, gdy wracał zrezygnowany z treningu.  Szybko zaaklimatyzowaliśmy się w stolicy Anglii i bez większych problemów rozpoczęliśmy nowy etap życia.




- Jeśli zjadłeś mój jogurt, to przysięgam ci, że nie żyjesz - krzyknęłam wchodząc z kuchni do salonu, który zajmować Meksykanin.
-  Poczekaj chwile - zaśmiał się, zwracając się do osoby, z która rozmawiał przez telefon - Jego ważność upłynęła tydzień temu, więc go wyrzuciłem, nie ma za co - uśmiechnął się szeroko, po czym powrócił do rozmowy - Dokładnie, nic się nie zmieniło.
- Kto to? - zajęłam miejsce obok chłopaka, szturchając go w ramię.
- Nieważne - pokazał mi język.
- Jeśli to Bartra, to przekaż mu, że dalej jestem obrażona za to jak sie ostatnio rozłączył na skypie.
Jona pokiwał głową, bez większego entuzjazmu.
- Nie wiem Rafa, serio - mruknął, patrząc na mnie przepraszającym wzrokiem.
- Oh... - westchnęłam podnosząc się z kanapy - W takim razie nieważne.



Zabawne jak sprawnie poszło mi układanie sobie życia bez Ciebie. Przyznaje, początkowo wiele nocy spędziłam płacząc i wspominając te wszystkie lata, które spędziliśmy razem, ale z czasem to wszystko minęło. Cały ból, tęsknota. Zostawiłeś po sobie tylko ogromną pustkę, częściowo wypełnioną nienawiścią do Twojej osoby. Unikałam kontaktu z Tobą jak tylko mogłam, nie chciałam rozdrapywać starych ran, ponownie przechodzić przez to wszystko. Wymazałam Cię ze swojego życia i tak miało pozostać.Żyłam i cieszyłam się życiem bez Pana, Panie Alcantara. 




***
na szybko, bo oglądam mecz, sama nie wiem po co.
następny za jakiś tydzień.

6 komentarzy:

  1. "Zostawiłeś po sobie tylko ogromną pustkę, częściowo wypełnioną nienawiścią do Twojej osoby." - bardzo ładne zdanie :))) Strasznie mi się spodobało.

    Jona to kapitalny przyjaciel! Trochę się bałam, że to wspólne mieszkanie zbliży ich do siebie nawzajem i jednocześnie zniszczy przyjaźń... Ale póki co jest idealnie :) Dodałabym jedynie element odwiedzin Bartry xDDD Bo zabierać go z Bcn nie można, a zostawiać samego to też głupio

    OdpowiedzUsuń
  2. Czasami zachowują się normalnie jak rodzeństwo, ale są przy tym cholernie słodcy :D
    Szkoda, że rozdział taki krótki.
    Czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ohohoho.... Się porobiło. Carmen musiała się bardzo zdziwić, że Rafinha zadzwonił do dos santosa. Zresztą rafa też pewnie się zdziwił słysząc ją po drugiej stronie?
    Rozdział bardzo króciutko, dlatego mam nadzieję, że kolejny punktualnie w piątek :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej, wpadłam tu przez przypadek ale zdążyłam przeczytać już każdy rozdział. Są naprawdę mega! Bardzo mi się podobają. I osobowość Rafy którą świetnie przedstawiłaś! Będę śledzić dlatego dodałam twój blog do czytanych u mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. cieszę się, że Jona i Carmen układają sobie życie w Londynie, myślę, że to obojgu wyjdzie na zdrowie, tym bardziej, że bez przeszkód się dogadują ;) tylko boję się, że Rafa na nowo się pojawi, znowu naniszczy i namiesza...
    pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Co z tym obiecanym rozdziałem?:D

    OdpowiedzUsuń

Mockingjay