piątek, 29 listopada 2013

Ten

- Czas wyjść i się zabawić jak za starych dobrych czasów - Jonatan stanął w drzwiach sypialni z butelką piwa w ręku i szerokim uśmiechem na ustach. Podniosłam wzrok znad książki.
- O czym ty mówisz?
- Idziemy na miasto z chłopakami, chyba jeszcze pamiętasz jak się imprezuje - usiadł na łóżku obok mnie, szturchając mnie w ramię - Odkąd tu mieszkamy ani razu tak naprawdę się nie napiliśmy, czas to zmienić.
- Myślałam, że ten etap zostawiliśmy w Barcelonie - zaśmiałam się, odmawiając podstawianego mi pod nos piwa.
- Skarbie, nie mamy czterdziestu lat i dwójki dzieci za ścianą, to nic złego jak się czasem trochę zabawimy. Dawniej na samo słowo impreza już stałaś w blokach startowych, co się z tobą stało? - z rozbawieniem rozczochrał mi włosy - Będzie fajnie, chodź.
- Kto idzie? - westchnęłam, odkładając książkę
- Ox, Jack, Hector, Jon, Theo... I chyba właśnie tu są - uśmiechnął się szeroko słysząc dzwonek do drzwi.
- Jak to tutaj?
- Wpadli na piwko, potem lecimy na miasto. Ogarnij się, zrób się na bóstwo i chodź z nami - obdarzył mnie ostatnim uśmiechem i wyszedł z pokoju. Po chwili w korytarzu rozniósł się głośny śmiech grupy chłopaków. Chcąc, nie chcąc zwlekłam się z łóżka i podeszłam do szafy.
Pół godziny później stałam przed lustrem poprawiając sukienkę i co chwile przeczesując dłonią włosy. Chyba jeszcze pamiętasz jak to się robi.  Od tak dawna nie piłam dużych ilości alkoholu, że byłam pewna, że ta noc nie zakończy się najlepiej. Jesteśmy młodzi, trzeba się bawić. Wzięłam ostatni głęboki wdech i dołączyłam do chłopaków siedzących w salonie.



- W końcu mamy okazję się wspólnie napić - obok mnie pojawił się Hiszpan z szerokim uśmiechem i drinkiem w dłoni.
- Ty trochę nie za młody? - zaśmiałam się, obserwując jak na moje słowa wywraca oczami.
- Biorąc pod uwagę, że pierwszy raz piliśmy razem jakieś dwa lata temu, to chyba należy zignorować tę uwagę - uśmiechnął się, upijając swojego napoju - Jak się mieszka w Londynie?
- Przyjemniej niż się spodziewałam, nawet do pogody idzie się przyzwyczaić.
- Ale to nie to co Barcelona, niestety - zauważył, a ja musiałam mu przyznać racje - Czemu w ogóle wyjechałaś? Ze względu na dos Santosa?
- Też - westchnęłam i sięgnęłam po swojego drinka. Ten temat powodował, że miałam cholerną ochotę się napić - Pewne sprawy od których chciałam się odciąć
- I pewnie nie chcesz o tym gadać, spoko rozumiem - uśmiechnął się przyjaźnie - Fajnie, że tu jesteście.
- Bellerin, przestań wyrywać mi dziewczynę i stawiaj kolejkę - obok nas pojawił się Jonatan, radośnie obejmując mnie ramieniem.
- Ty nawet w Barcelonie tak nie imprezowałeś - spojrzałam na niego zaskoczona - Kim jesteś i co zrobiłeś z moim chłopakiem?
- Szaleć to szaleć skarbie - pocałował mnie w skroń po czym wręczył kieliszek - Za katalońską krew w Londynie! - wzniósł toast i wypił swoją porcje alkoholu.
- Myślisz, że pamięta, że jest z Meksyku? - Hector zwrócił się do mnie rozbawiony.
- Szczerze wątpię - zaśmiałam się, wypiłam wódkę i skierowałam się za swoim wstawionym chłopakiem na parkiet.



- Poczekaj, usiądźmy tu, proszę - Jona opadł na najbliższy murek a ja poszłam w jego ślady. Z ulgą zdjęłam z nóg obcasy. Sama się sobie dziwiłam, jak zaszłam na nich tak daleko - Jutro będzie ciężki dzień - mruknął chowając twarz w dłonie.
- Właściwie to od czterech godzin jest jutro - oparłam mu głowę na ramieniu z ulgą przymykając oczy. Nawet wtedy czułam jak świat wokół mnie wiruje.
- Kocham cię wiesz? - usłyszałam gdzieś nad swoim uchem.
- Ja ciebie też, Jona - uśmiechnęłam się pod nosem.
- Nie - mruknął, zmieniając pozycje i tym samym zmuszając mnie do podniesienia głowy. Spojrzałam na niego zaskoczona - Ja cię kocham tak bezgranicznie, nieskończenie i tak cholernie mocno, że sam nie potrafię tego ogarnąć. Po prostu patrzę na ciebie i wiem, że jesteś najpiękniejsza i najwspanialszą osobą, jaka kiedykolwiek chodziła po tej planecie i cały czas nie dowierzam, że to ja jestem tym szczęśliwcem, który może budzić się obok ciebie i zasypiać trzymając cię w ramionach. Nawet teraz, gdy jestem cholernie pijany, to ty jesteś jedyną rzeczą o której potrafię myśleć i teraz pragnę cię chyba nawet jeszcze mocniej niż normalnie, a myślałem, że to niemożliwe. Wiem, że to ty jesteś tą osobą, z którą chce się potykać wracając nad ranem do domu, oglądać wschody słońca na balkonie, wypijać hektolitry zielonej herbaty i oglądać durne seriale, których nie cierpię, ale zrobię wszystko, żebyś była szczęśliwa. Chcę żyć z tobą cholernie długo i cholernie szczęśliwie, chce żebyś mi urodziła cudownego syna, żebyśmy mogli wspólnie patrzeć jak rośnie i dorasta, jak popełnia pierwsze błędy, jak szykuje się na swoją pierwszą randkę i jak zakłada własną rodzinę. I żebyśmy przez cały ten czas tak mocno, mocno się kochali, żeby cały świat zazdrościł nam tej miłości. Wiem, ze to brzmi strasznie tandetnie, ale to jest jedyne czego naprawdę pragnę w życiu. No i może chciałbym teraz trochę wytrzeźwieć.







Nie chciałaś jechać do Barceony, to Barcelona przyjechała do Ciebie , pomyślałam, patrząc na okładki gazet i artykuły w nich, rozpisujące się o meczu z poprzedniego wieczoru. Dla całego miasta było to wielkie piłkarskie święto, jednak ja odczuwałam to nieco inaczej. Nie pojawiłam się zeszłego wieczoru na Emirates Stadium, mimo, że powinnam tam być aby wspierać Jonatana. Stchórzyłam. Nie chciałam znajdować się nawet w pobliżu Alcantary. Widok jego osoby na ekranie telewizora był dla mnie wystarczająco męczący. Obeszłam parę sklepów, kupując najpotrzebniejsze produkty i wróciłam do domu. Już w korytarzu usłyszałam śmiech i wesołe rozmowy, dochodzące z salonu. Weszłam do pokoju, a na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech.
- Bartra misiuuu - podbiegłam do przyjaciela i mocno się do niego przytuliłam. Chłopak uniósł mnie nad ziemię, mocno ściskając.
- Sto lat się nie widzieliśmy maluchu - zaśmiał się, stawiając mnie z powrotem na ziemi - Wyładniałaś.
- Londyński klimat mi służy - uśmiechnęłam się - Tobie trochę przybyło w barkach co? - szturchnęłam go w ramię.
- Sie odwiedza czasem siłownie - dumnie wypiął pierś na co oboje zareagowaliśmy śmiechem.
- Stary nie mogę nigdzie znaleźć tego otwieracza - w pokoju pojawił się kolejny z zawodników Barcelony, na którego widok już nie cieszyłam się tak bardzo.  Zmienił się przez te pare miesięcy. Musiałam przyznać, że zmężniał. Z dziecka, którym był gdy opuszczałam Barcelonę stał się mężczyzną. Jego muskulatura, podobnie jak w przypadku Bartry mocno się poprawiła, a na twarzy zawitał zarost. Pomimo całej nienawiści, jaka kłębiła się w moim sercu, musiałam przyznać, że wyglądał cholernie dobrze. Na mój widok niemrawo się uśmiechnął, drapiąc się z zakłopotaniem po głowie.
- Górna szuflada - mruknął dos Santos, patrząc na mnie przepraszająco.
- To ja wam nie będę przeszkadzać, mam parę spraw do załatwienia - mruknęłam, cofając się do przedpokoju.
- Poczekaj - Jonatan wybiegł za mną, łapiąc mnie za rękę - Nie wychodź.
- Naprawdę oczekujesz, że tu zostanę? Z nim? - wyrwałam rękę z jego uścisku.
- Proszę, chociaż spróbuj. Spędźmy jeden wieczór jak za starych dobrych czasów, bądźmy znowu zgraną paczką przyjaciół. Tak dawno się nie widzieliśmy.
- Nie wierzę, że naprawdę tego ode mnie oczekujesz. Ile razy mam ci powtarzać, że nie mam zamiaru z nim rozmawiać, ani odgrywać jakiejś głupiej szopki. Tej przyjaźni już nie ma, pogódź się z tym, wy się bawcie, ale ja w tym uczestniczyć nie będę.
- Zostań - usłyszałam za plecami Meksykanina. Zaśmiałam się ironicznie, patrząc na stojącego za nim chłopaka.
- Zapewne - mruknęłam naciskając na klamkę. Wyszłam z mieszkania zatrzaskując za sobą drzwi i ruszyłam przed siebie.
- Możemy chociaż chwile normalnie porozmawiać? - usłyszałam za sobą. Odwróciłam sie z niedowierzaniem.
- Teraz chcesz rozmawiać? Nie sądzisz, że jest już trochę za późno?
- Proszę, chcę tylko to wszystko wyjaśnić.
- Tu nie ma co wyjaśniać Rafa, ostatnio wyraziłeś się już dość dobitnie.
- Nie chciałem, żeby to wszystko się tak potoczyło, naprawdę. Wiem, że zawaliłem i to cholernie mocno, ale poniosłem tego konsekwencje i chcę to naprawić. Chcę żeby było jak dawniej. Przecież byliśmy sobie tak bliscy - podszedł bliżej, starając się złapać mnie za rękę, jednak odpowiednio szybko ja zabrałam.
- Jesteś żałosny, a ja nie mam ochoty nawet na ciebie patrzeć. Już jakiś czas temu ostatecznie wymazałam cię ze swojego życia i całkiem mi z tym dobrze, więc jakbyś mógł tego wszystkiego nie utrudniać...  Żegnaj Rafael, miło było cię znać... Do czasu - ostatni raz spojrzałam mu w oczy po czym odeszłam, zostawiając jego i wszystko co nas łączyło za sobą.




Nasza ostatnia rozmowa tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że nie myliłam się co do Ciebie. Podobno chciałeś, aby było jak dawniej, ale słowo Przepraszam nie potrafiło Ci przejść przez usta. To były tylko puste słowa rzucane na wiatr, przecież oboje dobrze wiemy jaki jesteś. 








***
w napływie weny z najkrótszego rozdziału z całego opowiadania stworzyłam zadziwiająco długi, jak na mnie. Ostatnio stałam się straszną minimalistką, wiem, że was nie rozpieszczam długością, przepraszam.
Zaległości w czytaniu i komentowaniu nadrobię w weekend,
a tymczasem zostawiam was z rozdziałem i lece świętować ciężko wypracowany weekend.
Za tydzien widzimy się na epilogu ;*

6 komentarzy:

  1. Cudowne opowiadanie! :D Z niecierpliwością czekam na Epilog, chociaż trochę żałuję, że to już koniec...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojej, jakie ładne słowa Jonathana *.*
    Ale tak szczerze, to dziwi mnie zachowanie dos Santosa... Wie, jak bardzo Rafa skrzywdził jego dziewczynę! Wie, jak bardzo Carmen go kochała! Tak na zdrowy rozsądek, to powinien robić wszystko, żeby nie doszło do spotkania. A jeśli uczucia odżyją? Stara miłość nie rdzewieje, verdad?
    Liczę na szczęśliwe zakończenie w epilogu xD Z Jona! Ze ślubem! Z dzieciakami :P

    OdpowiedzUsuń
  3. "I teraz chciałbym trochę wytrzeźwiec" - padlam xx nie ma to jak dobre zakończenie romantycznego wyznania :) nie rozumiem czego Rafa tak naprawdę oczekiwał? Że rzuci mu się w ramiona i przyłącze ze szczęścia? Jednak aż tak nie wydoroslal....
    Nie mogę uwierzyć, że koniec już się zbliża.... Pokochałam to opowiadanie, naprawdę!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziwi mnie zachowanie dos Santosa, doskonale wie jak Rafa ją skrzywdził i ma czelność prosić aby została, jak dla mnie to chore. Mam nadzieję, że w epilogu nie szykujesz żadnej rewolucji, a może tak by było lepiej?
    Mimo wszystko liczę na szczęśliwe zakończenie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Może i Rafa dziwi się, że Carmen nie chce z nim rozmawiać, a dos Santos ma złudne nadzieje, że dziewczyna wybaczy Rafinhii, ale... Powinna sprobować chociaż z nim porozmawiać. Jeśli na prawdę chce by z Dos Santosem to powinna się liczyć z tym że nie tylko Marc bedzie przyjacielem na całe życie, ale w ich zyciu bedzie pojawial sie tez Alcantara. Mam nadzieje ze jednak epilog choc troche naprawi relacje miedzy nimi (choc wiem ze nie:()

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo króciutko, ale bardzo mi się podobało. Szkoda, że nie doszło do rozmowy z Rafaelem, wydaje mi się, że on nadal nie zrozumiał w czym tkwi rzecz...

    OdpowiedzUsuń

Mockingjay