niedziela, 26 maja 2013

One.

 Barcelona, 2012




- Dos Santos kurwa uspokój się, policja nawet tu nie zagląda - rzucił zdenerwowany Marc, starając się odpalić trzymanego blanta. Meksykanin mimo to czujnie rozglądał się dookoła - Mam ci przypomnieć, że o tym blokowisku już dawno zapomniał świat? A już na pewno nikt tutaj nie przejmuje się takimi drobiazgami.
Zaśmiałam się upijając łyka z podstawianego mi przez Rafinhe piwa. Jona zawsze był tym najostrożniejszym, trzeba równiez przyznać najrozsądniejszym. To on nas pilnował gdy dawaliśmy się ponieść chwili, gdy wszystkie nasze hamulce puszczały i robiliśmy dokładnie to, na co mieliśmy ochotę.  Konsekwencjami nie zaprzątaliśmy sobie głowy, w końcu jesteśmy młodzi, wszystko nam wolno.
- To jakie plany na wieczór? - Rafa rozłożył się wygodniej na schodach na których siedzieliśmy z zadowoleniem zaciągajac  się z odpalonego przez Bartrę blanta.
- U mnie? Ojciec ma nockę - rzuciłam ponownie popijając piwo.
- Na taką propozycję nie da się powiedzieć nie - roześmiał się Marc - To co, 21?
- Jakoś tak - kiwnęłam głową - Jona, będziesz?
- Pewnie tak - uśmiechnął się i dość niezgrabnie zaciągnął się.
- Jest i on - mruknęłam patrząc na postać zmierzającą w naszym kierunku. Usłyszałam jak Rafa klnie pod nosem.
- Do reszty was pojebało? Teraz jeszcze pijecie i palicie to gówno przed treningiem? I co, z takim podejściem zamierzacie cokolwiek osiągnąć? Kurwa Jonathan, nawet ty? Myślałem, że jesteś rozsądniejszy - wyrzucał z siebie zdenerwowany starszy z braci Alcantara.
- Cieszymy się, że się martwisz braciszku - Rafinha wstał i poklepał brata po ramieniu z kpiącym uśmiechem - Ale gdybyś łaskawie mógł zająć się swoim idealnym życiem, a od mojego odpierdolić, byłbym ci niesamowicie wdzięczny. Do zobaczenia na treningu, gwiazdo - uśmiechnął się schodząc z drogi bratu, dając tym samym do zrozumienia, że rozmowa została zakończona, a Thiago może już sobie iść.
- Kiedy ty w końcu zmądrzejesz? - z niedowierzaniem pokręcił głową przyglądając się bratu.
- A kiedy ty w końcu zrozumiesz, że to co robię, to nie twoja sprawa?
- Nie moja sprawa? - wykrzyknął jeszcze bardziej zdenerwowany - Kurwa, Rafa, jesteś moim młodszym bratem, jestem za ciebie odpowiedzialny, więc tak kurwa, to jest moja sprawa i nie pozwolę ci spierdolić sobie życia.
- Prawie się wzruszyłem - Rafinha zaśmiał się biorąc od Marca blanta. Zaciągnął się i dmuchnął bratu dymem w twarz - Narazie Thiago.
Chłopak klnąc pod nosem i wciąż kręcąc głową odszedł od nas a Rafa ponownie zajął swoje miejsce.
- Jak ja go kurwa nienawidzę - rzucił ze złością.
- To twój brat, martwi się o ciebie - niepewnie zaczął dos Santos jednak widząc minę kumpla szybko urwał i całą swoją uwagę poświęcił trzymanej w ręku komórce.  Podałam Alcantarze trzymane przez siebie piwo, które przyjął z uśmiechem.
- Dzięki - mruknął upijając spory łyk alkoholu.
- Dobra panowie, zaraz mamy autobus, zbieramy się - Marc spojrzał na zegarek - Widzimy się później? - uśmiechnął się patrząc na mnie. Kiwnęłam głową wstając z betonowych schodów.
- Przynieście coś do jedzenia, bo wątpię, żeby ojciec zrobił zakupy. Narazie - pożegnałam się z chłopakami i wkładając słuchawki do uszu ruszyłam w stronę domu.



Twoja największa wada? Thiago. Pobudzał w Tobie wszystko co najgorsze, gniew podsycany zazdrością dawał o sobie znać zawsze gdy znaleźliście się blisko siebie. Wtedy dawał o sobie znać ten Rafinha, którego tak nie lubiłam oglądać. Byłeś nerwowy. Zbyt nerwowy. Wiedziałam dlaczego masz do niego taki, a nie inny stosunek, ale nigdy nie pochwalałam sposobu w jaki to okazujesz. Teraz, z perspektywy czasu widzę jak wiele racji miał Twój starszy brat. Byliśmy wtedy dziećmi, buntowaliśmy się przeciw wszystkiemu, a on starał się nam jedynie pomóc nie skończyć w rynsztoku. Możliwe, że już wtedy zdawałeś sobie z tego sprawę, ale Twoja duma nigdy nie pozwoliłaby Ci tego przyznać.




- Znowu się włóczyłaś z tymi pseudo piłkarzynami? - usłyszałam głos ojca gdy weszłam do domu. Zignorowałam go zamykając się w swoim pokoju. Po kilku godzinach usłyszałam pukanie do drzwi.
- Czego? - krzyknęłam będąc przekonana, że to ojciec.
- Mogę? - usłyszałam dobrze znany głos, który sprawił, że obróciłam się zaskoczona. Uśmiechnęłam się widząc stojącego w drzwiach chłopaka.
- Pewnie, co jest? - dało się zauważyć, że chłopak nie był w najlepszym nastroju. Zamknął za sobą drzwi i rozłożył się na łóżku głośno wypuszczając powietrze z płuc.
- Jeszcze bardziej pokłóciłem się z Thiago i nie uśmiechało mi się wracać do domu. Sory, jeśli przeszkadzam - podniósł się na łokciach patrząc na mnie - Po prostu potrzebowałem pobyć trochę z kimś, kto by mnie zrozumiał.
- Daj spokój, wiesz, że zawsze jesteś tu mile widziany - uśmiechnęłam się siadając obok chłopaka na łóżku - O co tym razem poszło?
- Ten skurwiel poszedł do trenera sugerując mu, że chyba nie jestem jeszcze gotowy, żeby zagrać w sobotę, czujesz to? - zdenerwowany zakrył twarz dłońmi - Ten mecz to miała być moja szansa, żeby się pokazać, wybić się, a on to wszystko spierdolił. On zawsze dostaje to czego chce, nie musi się nawet starać, a ja zapierdalam na tych treningach jak pojebany, zostawałem nawet po godzinach , żeby tylko dostać się do składu, a wystarczyło jedno słówko Thiago żebym wyleciał.
Nie mogłam uwierzyć, że Thiago posunął się do czegoś takiego. Zawsze w dość pokrętny sposób starał się wpłynąć na zachowanie brata, ale to? Tym razem zdecydowanie przesadził.
- Jak nie ten mecz to inny - mruknęłam cicho gładząc chłopaka po policzku - Jesteś świetnym zawodnikiem, wszyscy to wiedzą, więc nieważne w którym meczu, zostaniesz zauważony.
- Dlaczego to zawsze ja muszę mieć pod górkę? Choćbym nie wiem jak się starał, jak ciężko bym nie trenował, ile bym nie poświęcił, zawsze i tak zostaje z niczym, a on? Ma wszystko od tak. To on był tym, który wracał do domu z najlepszymi ocenami, którego nauczyciele chwalili, któremu rodzice poświęcali całą uwagę. To jego bardziej doceniano w klubie, pierwszy dostał się do rezerw, jeszcze troche i wbije się do pierwszego składu. Jest tym grzecznym, ułożonym, nie sprawiającym problemów synkiem, który w dodatku ma przed sobą wielką karierę. A ja? Wszyscy w tej rodzinie są święcie przekonani, że gówno osiągnę.
Pochyliłam się nad przyjacielem patrząc mu w oczy.
- A ty im wszystkim pokażesz, jak bardzo się mylą - uśmiechnęłam się widząc jak kąciki jego ust nieznacznie unoszą się ku górze.
- Myślisz? - przyciągnął mnie do siebie, tak, że praktycznie leżłam na nim a on z zadowoleniem obejmował mnie w pasie.
- A czyżby Rafael Alcantara w siebie wątpił? - uniosłam brwi.
- Ja? Nigdy. Zobaczymy, kto w przyszłości będzie najlepszym zawodnikiem, jakiego świat widział - zaśmiał się przewracając mnie na plecy a sam pochylił się nade mną - A ty będziesz mogła się wszystkim chwalić, że byłaś świadkiem narodzin legendy.







To właśnie w Tobie lubiłam, wiesz? To, że przy mnie nie bałeś się mówić o tym co czujesz, nie bałeś się być sobą. Przed światem grałeś wiecznie pewnego siebie, zadufanego dupka, pozbawionego uczuć, czy słabości, jednak przy mnie zawsze potrafiłeś się otworzyć. Wiedziałam jak wiele Cię to kosztowało i zawsze starałam się robić wszystko, aby Ci pomóc. Odbudowywałam Twoją pewność siebie, gdy traciłeś wiarę w swoje możliwości, motywowałam gdy tego potrzebowałeś, po prostu byłam. Byłam dla Ciebie zawsze, gdy mnie potrzebowałeś. A Ty byleś przy mnie. Szkoda, że tylko do czasu...





***
Dalej jestem pogrążona w żałobie po wczorajszym finale, psychicznie nie jestem gotowa na wszystkie nowinki transferowe oraz już odczuwam smutek z powodu zakończenia sezonu.
Tak więc na poprawę nastroju pierwszy rozdział, który wprawdzie miał wyglądać nieco inaczej, jak i wszystkie w tym opowiadaniu, które już udało mi się napisać, ale może to i lepiej.
Pozostawiam wam do oceny, dziękuję serdecznie za wszystkie miłe słowa pod prologiem i mam tylko małą prośbę, aby wszyscy, którzy chcieliby być informowani zostawili swoje adresy blogów w zakładce Informowani. To bardzo ułatwiło by mi sprawę ;)
Do zobaczenia niebawem ;)

piątek, 10 maja 2013

Prolog


Barcelona, 2015

Drogi Rafaelu

Zabawne jak to wszystko się potoczyło, prawda? Jak potoczyły się nasze losy. Pamiętasz jeszcze jak to 
kiedyś było? Pamiętasz te dni gdy potrafiliśmy spędzać całe dnie gdzieś pomiędzy rozlatującymi się blokami ubogiej części Barcelony, ciesząc się życiem, łudząc się, że świat należy do nas i że wszystko nam wolno? Było to stosunkowo niedawno, a tak wiele się przez ten czas zmieniło. MY się zmieniliśmy. Dziś jesteśmy dla siebie obcymi ludźmi, mimo, że dawniej byliśmy nierozłączni. Pamiętasz to jeszcze? Widzisz, ja nie zapomniałam. Zapewne nigdy nie zapomnę. Tak bardzo namieszałeś w moim życiu Rafa. Wiele razy zastanawiałam się, jakby wyglądało moje życie gdybym Cię nie poznała. Było by lepsze? Możliwe.
Już jako nastolatek powtarzałeś wszystkim, że będziesz gwiazdą i wykłócałeś się ze wszystkimi którzy twierdzili inaczej. Od zawsze byłeś pewien siebie, pewien swoich umiejętności. I oto jesteś. Wielki Rafael Alcantara, jeden z podstawowych zawodników FC Barcelony, uwielbiany przez miliony, witany oklaskami zawsze, gdy tylko pojawisz się na boisku. Mężczyźni szanują Cię za Twój talent, kobiety wzdychają do Twoich ciemnych oczu, powalającego uśmiechu i idealnego ciała. Dostałeś dokładnie to czego chciałeś, jesteś sławny, podziwiany, uwielbiany. Można pomyśleć, ze niczego Ci w życiu nie brakuje. Szkoda tylko, że podczas tej drogi na szczyt zatraciłeś samego siebie. Tego Rafinhe, którego poznałam kilkanaście lat temu na jednym z barcelońskich blokowisk. W niczym już go nie przypominasz i dobrze zdajesz sobie z tego sprawę. Ale to Twój wybór. A ja? Chyba nauczyłam się już żyć bez Ciebie, mimo, że wspomnienia uparcie powracają...

Bohaterowie

Ty 
Przyczyna moich największych wzlotów i najboleśniejszych upadków, pewne siebie, aroganckie, wieczne dziecko.


Twój brat
Ten któremu zawsze podświadomie starałeś się dorównać. Pieprzony idealny Thiago.


Twój najlepszy przyjaciel
Nawzajem ściągaliście się na dno i wspólnie z niego wydostawaliście. ''Ten prawdziwy brat'' jak często go nazywałeś.


On
Zawsze był przy Tobie, starał się wpasować w Twoje otoczenie, mimo, że jego charakter był tak odmienny od Twojego. Ten dzięki któremu unikałeś problemów.


Ja
Dla Ciebie zapewne kolejna nic nie znacząca dziewczyna, którą pare razy nazwałeś przyjaciółką. Już dawno nauczyłam się, że twoje słowa nic nie znaczą.

Mockingjay